ABC długu

Najczęściej zadawane pytania o dług publiczny

Dług na liczniku FOR przekroczył już bilion złotych i na koniec 2017 roku rząd planuje, że udział zadłużenia w PKB osiągnie 55% (Komunikat FOR: Dług publiczny przekroczył 1 bilion złotych. Do końca roku rząd chce nas zadłużyć do 55% PKB z 10.01.2017). Dlatego FOR przypomina i aktualizuje odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania dotyczące długu publicznego.

Największym problemem jest szybki przyrost długu, bo im wyższe mamy zadłużenie, tym więcej musimy płacić za jego obsługę. Gdyby Polska zaczęła być postrzegana przez inwestorów jako kraj, który w przyszłości może mieć problemy ze spłatą swojego zadłużenia, to już dzisiaj byłoby nam trudniej znaleźć chętnych na nasze obligacje. Wówczas moglibyśmy dalej się zadłużać, ale na znacznie gorszych warunkach (za wyższy procent), niż obecnie.

Do tej pory wzrost udziału długu publicznego w produkcie krajowym brutto (PKB) był hamowany przez szybki wzrost PKB. Jednak z każdym kolejnym spowolnieniem gospodarczym tempo wzrostu PKB w Polsce spada. Jednocześnie Polska ma wysoki udział eksportu w PKB, czego negatywną stroną jest większa wrażliwość na zawirowania w gospodarce światowej. Po każdym takim załamaniu dług publiczny przyrastał w Polsce o ponad 5% PKB. Warto pamiętać, że 60% PKB to nie tylko konstytucyjna granica zadłużenia, ale i granica unijna, a przede wszystkim poziom po przekroczeniu którego dług zaczyna spowalniać tempo wzrostu w gospodarkach na poziomie rozwoju Polski. Wtedy to, nadmierne wydatki publiczne mogą wypierać prywatne inwestycje a także ograniczy się przestrzeń do działań w czasach kryzysowych.

Gdyby dług publiczny spadł i ustabilizował się na o chociaż kilka punktów procentowych niższym poziomie niż obecne 53,7% PKB (prognoza Komisji Europejskiej na 2024 rok), to w sprzyjających okolicznościach można by go rolować* bez końca. Ale to też ma swoją wysoką cenę – tylko w 2017 roku zgodnie z prognozą KE koszt obsługi długu publicznego osiągnie prawie 80,6 mld zł. To więcej niż zaplanowane wydatki na słynne 800+! A to przecież koszt obsługi długu tylko w tym jednym roku! Dlatego dług trzeba zmniejszać.

* Rolowanie długu – polega na spłacie wyemitowanych obligacji i bonów skarbowych w momencie gdy nadchodzi moment ich wykupu, ale nie z oszczędności, ale z pieniędzy, które pochodzą z zaciągnięcia nowego długu.

Trzeba odróżnić sektor finansów publicznych od budżetu. Finanse publiczne poza budżetem rządu obejmują także m.in. budżety samorządów oraz różnego rodzaju funduszy pozabudżetowych, z których największy jest FUS. Na dług publiczny składają się więc długi rządu, samorządów, funduszy pozabudżetowych i FUS-u. Na koniec 2023 r. wyniósł on ok. 1,691 bln zł. Z tego 1,676 bln zł przypadały na budżet centralny (odpowiada za niego rząd), 115 mld zł na samorządy i 0,1 mld zł na FUS.

Nasza krajowa definicja długu publicznego jest nieco węższa od unijnej. Eurostat (czyli unijny urząd statystyczny) zalicza do długu publicznego np. zobowiązania zaciągane przez Bank Gospodarstwa Krajowego, które nie są uwzględniane w krajowej definicji tego długu. Według ostatniej prognozy rządu, na koniec 2024 r. dług publiczny wedle definicji krajowej ma wynieść 42,5 proc. PKB, zaś według metodologii unijnej – 49,3 proc. PKB.

Deficyt budżetowy to z kolei różnica pomiędzy wydatkami a dochodami rządu w konkretnym roku. Deficyt budżetowy jest częścią deficytu finansów publicznych, który dodatkowo obejmuje m.in. deficyty samorządów oraz funduszy pozabudżetowych (np. FWSZ i FUS). Co roku dług publiczny powiększa się o tę część deficytu budżetowego, która jest finansowana kredytem (emisją bonów lub obligacji skarbowych), a nie przychodami ze sprzedaży państwowych spółek.

Im mniejszy dług (dług publiczny to suma pożyczek zaciągniętych w przeszłości przez rząd, samorządy i inne instytucje publiczne) i deficyt (deficyt finansów publicznych to różnica pomiędzy wydatkami i dochodami rządu, samorządów i innych instytucji publicznych w danym roku) tym lepiej.

Trudno jednak podać konkretne wartości. W 2010 roku Rumunia i Łotwa były zagrożone bankructwem i musiały korzystać z pomocy międzynarodowej (Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Komisji Europejskiej). W tamtym roku dług publiczny Rumunii wyniósł 29,9% PKB, a deficyt 6,9% PKB. Analogiczne wartości dla Łotwy wyniosły 47,4% PKB i 8,5% PKB. W tym samym czasie Wielka Brytania bez większych problemów pożyczała pieniądze na sfinansowanie swojego deficytu, który w 2010 roku  wyniósł 9,7% PKB, przy długu sięgającym 76,6% (niemniej dyskusja o naprawie finansów publicznych w Wielkiej Brytanii trwa). Skąd ta różnica? Wielka Brytania jest jednym z najbardziej rozwiniętych państw świata, które od kilkuset lat spłaca regularnie swoje długi (ostatni raz Wielka Brytania restrukturyzowała swój dług w latach 80. XIX wieku). Z drugiej strony Łotwa jest relatywnie biednym państwem, będącym na mapie Europy od zaledwie 20 lat. Wiarygodność kredytowa Rumunii również nie jest dużo większa – kraj ten nie spłacał swojego zadłużenia zagranicznego w latach 1933-1958, 1981-1983 i 1986.

Dodatkowo percepcja „bezpiecznego” poziomu długu i deficytu jest zmienna. Przed wybuchem kryzysu finansowego inwestorzy chętnie kupowali greckie obligacje – dług publiczny Grecji oscylujący wokół 100% PKB im nie przeszkadzał. Po wybuchu kryzysu inwestorzy stali się znacznie bardziej nerwowi, wzrósł grecki deficyt i kraj znalazł się na skraju bankructwa.

Zanim przejdziemy do spłacania długu najpierw trzeba spowolnić, a potem zatrzymać jego przyrost. W przeszłości w kilku krajach udało się zahamować narastanie zadłużenia, a w efekcie znacząco obniżyć relację długu do PKB.

Przykładem dla Polski mogą być:

  • Chile, które w latach 1989-1998 zredukowało dług publiczny z 46,8% do 12,9% PKB. Za ponad połowę tego spadku odpowiadała redukcja deficytu finansów publicznych, reszta wynikała ze wzrostu PKB.
  • Turcja, która w latach 2001-2007 zredukowała dług publiczny z 77,6% do 39,4% PKB. Aż 70% tego spadku osiągnięto dzięki zmniejszeniu deficytu (głównie z podniesienia podatków), a 30% ze wzrostu PKB.
  • Bułgaria, która w latach 1996-2007 zredukowała dług publiczny z 96,4% do 18,7% PKB. W połowie spadek ten wynikał z obniżenia deficytu (głównie redukcji wydatków), a reszta głównie ze wzrostu PKB.
  • RPA, które w latach 1998-2008 zredukowało dług publiczny z 57,2% PKB do 22,5% PKB. W tym przypadku największe znaczenie miał szybki wzrost PKB, ale obniżka wydatków także miała istotny wpływ.

Analiza doświadczeń krajów, w których miały miejsce największe redukcje długu publicznego w relacji do PKB pozwala na sformułowanie pewnych ogólnych wniosków. Po pierwsze, ponad połowa spadku relacji długu publicznego do PKB w krajach rozwijających się wynikała z szybkiego wzrostu PKB, a w ok. 1/3 – ze zmniejszenia deficytu finansów publicznych. Po drugie, trwały spadek deficytu finansów publicznych wynikał średnio w 70% z redukcji wydatków publicznych, a jedynie w 30% ze wzrostu podatków. Po trzecie, w krajach rozwiniętych niemal cała redukcja długu publicznego w relacji do PKB wynikała ze spadku deficytu finansów publicznych, na który w mniej więcej równych proporcjach złożyły się spadek wydatków i wzrost podatków.

Prawie połowa długu publicznego powstała w ciągu ostatnich 15 lat. Jeszcze w 2010 roku dług publiczny wynosił 774,7 mld zł, a do końca 2023 roku osiągnął poziom 1691,2 mld zł. Z punktu widzenia ekonomii liczy się jednak przede wszystkim relacja długu publicznego do PKB. W ten sposób porównując to, co gospodarka produkuje w ciągu roku z zobowiązaniami państwa przybliżamy zdolność państwa do obsługi swojego zadłużenia.

Potocznie o bankructwie państwa mówimy wtedy, gdy nie jest ono w stanie terminowo spłacać swojego zadłużenia. W przeciwieństwie do przedsiębiorstw, dla których bankructwo oznacza zniknięcie z rynku (zamknięcie firmy), współcześnie bankructwa krajów nie oznaczają ich likwidacji. Rządy państw mają prawo nakładania podatków, a zatem mogą spłacić zaciągnięty dług, przy czym zazwyczaj wymaga to rozłożenia tej spłaty na dłuższy okres niż początkowo planowano. Dlatego w odniesieniu do państw bardziej właściwym określeniem problemów z obsługą zadłużenia jest utrata płynności finansowej lub przejściowa niewypłacalność.

Państwo może zawiesić spłatę długów denominowanych w walucie krajowej lub w walutach obcych. W pierwszym przypadku, rządy mogą ułatwić sobie spłatę długów dopuszczając do wzrostu inflacji. W ten sposób obniżą realną wartość zaciągniętych długów. Ciężar takiej operacji ponoszą jednak wszyscy inwestorzy, którzy kupili krajowe obligacje oraz wszyscy obywatele, którzy posiadają gotówkę.

Gdy kraj zawiesza spłatę zadłużenia zagranicznego to musi liczyć się z tym, że w przyszłości będą omijać go inwestorzy. Kto bowiem chciałby inwestować w kraju, który nie spłaca długów? Taki kraj może również mieć problemy z zawieraniem umów międzynarodowych. Kłopoty z zaciąganiem zagranicznych kredytów będą mieli także przedsiębiorcy, co zredukuje wymianę handlową z zagranicą. Koszty niewypłacalności państw są bardzo zróżnicowane i szacowane przeciętnie na PKB niższe o 5%-8% PKB po ok. 8 latach. Jednak np. kiedy zbankrutowała Grecja, to jej PKB w latach 2008-2013 spadło o ok. 30%.

Kraje, które mają problemy ze spłatą zadłużenia próbują restrukturyzować swój dług. Zazwyczaj oznacza to rozłożenie spłaty długu na dłuższy okres, przejściową pomoc innych krajów lub instytucji międzynarodowych w zaciąganiu kolejnych długów (np. na niższy procent) lub ewentualnie anulowanie części zadłużenia.

W przeszłości szybkie przyrosty długu publicznego były głównie związane z wojnami. Powrót szybkiego wzrostu gospodarczego i cięcia wydatków zbrojeniowych po zakończeniu działań wojennych często pomagały uniknąć jednak państwom niewypłacalności. Dzisiaj epizody dużego przyrostu długu następują często w okresie pokoju i są spowodowane dysfunkcjonalnym systemem politycznym lub globalną niestabilnością jak pandemia COVID-19 . Jaskrawym przykładem są tu Węgry, czyli jeden z najbardziej podobnych do Polski krajów pod względem historycznym, instytucjonalnym i dochodu na mieszkańca.

Na zadłużeniu publicznym można bankrutować na różne sposoby. Po pierwsze, trzeba rozróżnić bankructwo na zadłużeniu wewnętrznym (w uproszczeniu: długi wobec własnych obywateli danego państwa) i zewnętrznym (w uproszczeniu: wobec zagranicznych instytucji).

W latach 1990-2009 zbankrutowały między innymi:

  • na zadłużeniu zagranicznym:

Argentyna (2001), Wybrzeże Kości Słoniowej (2000), Ekwador (1999 i 2008), Indonezja (1998 i 2000), Kenia (2001), Myanmar (1997), Nigeria (2001 i 2005), Paragwaj (2002), Rosja (1998), RPA (1993), Turcja (prawie, pomoc MFW w 2000), Urugwaj (2003), Wenezuela (1995 i 2004), Zimbabwe (2000).

  • na zadłużeniu wewnętrznym:

Argentyna (2000), Argentyna (2007), Ekwador (1999), Angola (1992), Rosja (1998), Sri Lanka (1996), Wenezuela (1998), Zimbabwe (2006).

Krótsza lista bankructw krajowych nie wynika z tego, że jest ich mniej. Są one po prostu słabiej udokumentowane. Informacje o bankructwach zewnętrznych gromadzą międzynarodowe instytucje finansowe. W przypadku zadłużenia wewnętrznego rządy często uciekają się do wzrostu inflacji, a w efekcie realna wartość ich długu maleje i łatwiej jest ten dług spłacić. Choć nie można wprost nazwać tego bankructwem, to skutek jest ten sam – wierzyciele dostają znacznie mniej, niż pożyczyli.

Mówiąc o bankructwach warto jeszcze wymienić kraje, które w czasie ostatniego światowego kryzysu finansowego zwróciły się o pomoc do Międzynarodowego Funduszu Walutowego i innych instytucji międzynarodowych (np. Komisji Europejskiej). Znaczna część z poniższych krajów, bez takiej zewnętrznej pomocy by zbankrutowała:

  • Angola (w 2009 roku), Antigua i Barbuda (2010), Bośnia i Hercegowina (2009), Dominikana (2009), Salwador (2010), Gruzja (2008), Grecja (2010), Gwatemala (2009), Węgry (2008), Islandia (2008), Irak (2010), Jamajka (2010), Kosowo (2010), Łotwa (2008), Malediwy (2009), Mongolia (2009), Pakistan (2008), Rumunia (2009), Serbia (2009), Sri Lanka (2009), Ukraina (2008).

Najczęściej od swoich obywateli.

Każdy Polak, który kupuje obligacje skarbowe, pożycza rządowi swoje pieniądze. Co więcej, ten dług zostanie mu spłacony z jego własnych podatków. To jednak oznacza, że im więcej państwo pożycza, tym więcej musi nakładać podatków. Jeżeli rząd systematycznie zwiększa dług, to ciężar jego spłaty spada na kolejne pokolenia. Statystyczny Polak może nawet nie wiedzieć o tym, że swoje pieniądze pożycza państwu. Wystarczy, że fundusz emerytalny, w którym zbiera pieniądze na jego emeryturę, kupuje obligacje skarbowe.

Dług publiczny w Polsce jest finansowany głównie przez Polaków. Na koniec I kwartału 2024 r. państwowy dług publiczny wynosił 1416 mld zł, z czego 946 mld zł stanowił dług wobec tzw. rezydentów, czyli polskich firm i obywateli. Pozostałe 476 mld zł długu Polska miała wobec inwestorów z innych krajów.

Struktura zadłużenia publicznego jest silnie zróżnicowana. Niektóre kraje zadłużają się głównie u swoich obywateli (np. Japonia, Włochy), a inne przede wszystkim u inwestorów zagranicznych (np. Portugalia, Grecja). Gdyby Grecja lub Portugalia zawiesiły wykup swoich długów, to duże straty poniosłyby instytucje finansowe, które w swoich portfelach mają wiele ich obligacji (np. niemieckie banki).

Po pierwsze: w rozwiniętych krajach Europy Zachodniej rosnące zadłużenie także niepokoi opinię publiczną, polityków i ekonomistów. Tak samo jak Polska, inne kraje również mogą zostać objęte unijną procedurą nadmiernego deficytu a zachodni politycy wychodzą z planami redukcji długu publicznego.

Po drugie: kraje zachodnie są od nas nie tylko znacznie bogatsze, ale także znacznie bardziej wiarygodne dla inwestorów na rynku finansowym. W czerwcu 2024 roku rentowności polskich obligacji skarbowych (czyli stopa procentowa po jakiej się zadłużamy) wynosiły przeciętnie 5,723%, a niemieckich jedynie 2,4855%. Polskę lepiej więc porównywać do pozostałych krajów regionu, które mają podobną do nas wielkość PKB na mieszkańca. Niestety na ich tle również nie wypadamy dobrze: spośród państw naszego regionu w czerwcu 2024 mieliśmy najwyższą rentowność obligacji dziesięcioletnich.

W takim zestawieniu Polska wypada źle. Według prognoz Komisji Europejskiej na 2024 rok wśród krajów naszego regionu (państw członkowskich UE z dawnego bloku wschodniego):

  • Wyższy poziom długu publicznego w relacji do PKB będzie miała Chorwacja, Słowenia i Węgry, a Słowacja nieznacznie niższy. Pozostałe kraje regionu osiągną znacznie mniejszy poziom długu publicznego niż Polska, np. Czechy – 45% PKB.
  • Wyższy deficyt sektora finansów publicznych jest prognozowany tylko w Słowacji i Rumunii.

Po trzecie: Polska jest krajem na dorobku. Wysoki dług publiczny hamuje tempo rozwoju w Polsce, a w efekcie wydłuża czas niezbędny do skrócenia dystansu, jaki dzieli Polskę od krajów rozwiniętych. Zamiast wydawać publiczne pieniądze np. na autostrady i edukację, my płacimy ok. 2,2 proc. PKB (prognozy KE na 2024 rok) tylko za same odsetki od zaciągniętego długu. Już dziś Polska płaci nabywcom obligacji jedne z najwyższych odsetek spośród krajów Unii Europejskiej. Poza tym, narastające zadłużenie państwa ogranicza wielkość środków, jakie instytucje finansowe przeznaczają na inwestycje i kredyty dla przedsiębiorstw. W Polsce oszczędza de facto jedynie sektor prywatny. Sektor publiczny notuje bowiem deficyty budżetowe co roku, od początku lat ‘90. W efekcie, wysoki dług publiczny hamuje prywatne inwestycje w gospodarce, co również ogranicza tempo rozwoju Polski.

Dług publiczny wedle definicji krajowej ma wynieść 42,5 proc. PKB, zaś według metodologii unijnej – 49,3 proc. PKB. Skąd ta różnica?

Rząd polski i Komisja Europejska różnie definiują dług publiczny. Kluczowe znaczenie ma tu klasyfikacja funduszy pozabudżetowych ulokowanych w Polskim Funduszu Rowoju (PFR) i Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK), które według Komisji Europejskiej jest częścią sektora finansów publicznych, a według rządu nie. Niestety prawda jest taka, że to Komisja Europejska ma rację – długi zaciągnięte przez BGK i PFR spłacają polscy podatnicy. Zresztą polski rząd poniekąd zgadza się z argumentami Komisji Europejskiej i oblicza zawsze dług publiczny według obu kategorii: unijnej i krajowej. Po co więc całe to zamieszanie? Krajowa metodologia powstała niemal tylko i wyłącznie po to, żeby zmniejszyć ryzyko przekroczenia progu konstytucyjnego, wynoszącego 60% oraz ominąć stabilizującą regułę wydatkową, które nakładają na rząd konkretne, obowiązkowe oszczędności (m.in. zamrożenie płac w budżetówce, waloryzacja rent i emerytur tylko o inflację). A że oszczędności nie są popularne, rząd woli zmienić definicję długu, niż zacząć oszczędzać.

Część ekonomistów, opowiadając o funduszach pozabudżetowych, mówi o długu poza kontrolą parlamentu. Wydatki publiczne operowane przez fundusze pozabudżetowe ulokowane w Polskim Funduszu Rozwoju i Banku Gospodarstwa Krajowego nie podlegają tradycyjnym procedurom budżetowym.

Oznacza to, że parlamentarzyści nie głosują nad ich wydatkami w czasie uchwalania ustawy budżetowej. Co więcej, wydatki te służą do obchodzenia prawa – tworzenie kolejnych to funduszy było motywowane ominięciem konstytucyjnej reguły długu oraz stabilizującej reguły wydatkowej. Obecność funduszy pozabudżetowych tworzy naprawdę niebezpieczną sytuację: z jednej strony mechanizmy ograniczające nadmierne zadłużenie oraz deficyt nie funkcjonują zgodnie z założeniami a do tego powstaje drastyczna nieprzejrzystość finansów publicznych. O niektórych wydatkach funduszy pozabudżetowych jako polskie społeczeństwo dowiadywaliśmy się z dużym opóźnieniem. Nie z oficjalnych sprawozdań a w wyniku śledztw dziennikarskich czy parlamentarzystów koreańskich jak miało to miejsce w przypadku zakupów Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych.

Historia bankructw krajów jest bardzo obszernym tematem. Sama tylko Francja w latach 1500-1800 bankrutowała 8 razy. Przyczyny bankructw były czasem bardzo prozaiczne. Na przykład, Hiszpania ogłosiła bankructwo w 1628 roku, gdy Holendrzy zdobyli ich Srebrną Flotę, która przewoziła srebro i złoto z kolonii w Ameryce do Kadyksu. Co ciekawe, w XVI i XVII wieku Hiszpania ogłosiła bankructwo aż 6 razy, choć po podbiciu Azteków i Inków była najbogatszym państwem w Europie.

W średniowieczu i na początku ery nowożytnej bankructwa miały wymiar bardzo krwawy. Przykładowo, królowi Francji często anulowali swoje długi wysyłając swoich największych wierzycieli na szafot. Królowie francuscy okradali swoich poddanych również w bardziej wyrafinowany sposób. W oświadczeniu Wersalu z 1706 roku można przeczytać: „(…) Sądząc, iż nie będziemy w stanie podołać ogromnym kosztom tej wojny bez zaciągnięcia kredytu, zamiast nakładać na poddanych nowe obciążenia, wprowadziliśmy papierowy pieniądz (…)”. Czyli innymi słowy Ludwik XIV finansował wojnę po prostu drukując pieniądze.

Niespłacane długi były też przyczyną interwencji zbrojnych, m.in. w Egipcie w 1880 roku, Wenezueli w 1902 roku, czy na Dominikanie i w Nikaragui w 1905 roku. Za skrajny przypadek można uznać likwidację państwa za długi, jak miało to miejsce w przypadku Nowej Funlandii w 1934 roku. Kiedy te demokratyczne państwo mające status dominium w ramach Imperium Brytyjskiego nie było w stanie obsługiwać swoich długów, rząd rozwiązał się, a władzę bezpośrednio przejął Londyn, który później w 1949 roku zdecydował o przyłączeniu Nowej Funlandii do Kanady.

Współczesna Grecja niemal od zawsze miała problemy z finansami publicznymi. Od momentu odzyskania niepodległości w 1830 roku statystycznie co dwa lata znajdowała się w stanie bankructwa, nie spłacając swoich długów.

Przyjęcie Grecji do EWG (poprzedniczka UE) w 1981 r. było nagrodą ze demokratyczne reformy kraju, którym jednak nie towarzyszyły odpowiednie reformy gospodarcze. W efekcie, stabilność finansów publicznych nie uległa zasadniczej poprawie. Sytuacja zaczęła się jednak zmieniać pod koniec lat 90. Warunkiem wstąpienia Grecji do strefy euro było zmniejszenie deficytu poniżej 3% PKB. Inwestorzy uwierzyli wtedy w przemianę Grecji i zaczęli chętnie pożyczać jej pieniądze. Rentowność greckich obligacji skarbowych, czyli koszt zadłużania się, spadła o połowę. Wkrótce okazało się jednak, że był to fałszywy sukces, bo dane statystyczne z końca lat 90. były po prostu sfałszowane – przychody państwa były zawyżane, a wydatki zaniżane. Co więcej, kiedy wybuchł światowy kryzys finansowy w 2008 roku, w Grecji zbliżały się kolejne wybory i nikt nie myślał o szukaniu oszczędności czy podwyższaniu podatków. W 2009 roku, czyli już po wyborach, nowy rząd ujawnił, że deficyt budżetowy będzie wynosił nie 5,8% PKB, jak deklarował poprzedni rząd, a 15% PKB. Ta informacja w połączeniu z wysokim długiem publicznym (ok. 100% PKB) oraz z fatalną reputacją Grecji, będącą konsekwencją wcześniejszego manipulowania oficjalnymi statystykami i brakiem reform sprawiły, że prawie nikt nie chciał już pożyczyć Grecji więcej pieniędzy. Nieliczni inwestorzy skłonni kupić greckie obligacje oczekiwali bardzo wysokiego oprocentowania, które miało im wynagrodzić ponoszone przez nich ryzyko. Kiedy rząd niemiecki mógł zaciągać pożyczki na 3% rocznie, Grecji nikt nie chciał pożyczyć za mniej niż 8%. Rosnące koszty obsługi zadłużenia jeszcze bardziej pogarszały sytuację Grecji. W końcu przed bankructwem uratowała ją pomoc udzielona przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Unię Europejską. I nawet kiedy Grecja już miała z czego refinansować swój dług, to rynki finansowe dalej oceniały prawdopodobieństwo bankructwa Grecji na ponad 50%.

W czasie kryzysu normalnym wydaje się zwiększenie wydatków publicznych w celu ograniczenia jego negatywnego wpływu na społeczeństwo. W przypadku pandemii COVID-19, rząd nie ogłosił przewidzianego w prawie stanu wyjątkowego czym mógłby zawiesić reguły fiskalne a dzięki temu zwiększyć wydatki.

Zamiast tego stworzył niepraworządną sytuacje, która wpłynęła także na finanse publiczne. Aby ominąć pozostające dalej w mocy reguły fiskalne, rząd wraz z Polskim Funduszem Rozwoju oraz Bankiem Gospodarstwa Krajowego powołał fundusze covidowe, które zajmowały się dystrybucją tarcz dla przedsiębiorców. Za pomocą tych instytucji, Narodowy Bank Polski dokonał monetyzacji długu publicznego, czyli finansowania wydatków rządu przez bank centralny. Takie działanie także jest zabronione przez Konstytucję.

Tak, ale pod dwoma warunkami: dla obywateli, którzy są posiadaczami obligacji i jeśli mamy w danej sytuacji do czynienia z dodatnią realną stopą procentową. Odsetki nie są źródłem zysku dla wszystkich obywateli a tylko dla tych, którzy zainwestowali w obligacje rządowe.

W ujęciu księgowym – tak, jednak nie powinniśmy się na tym skupiać. Ekonomiści wychodzący od tak zwanej „Nowoczesnej Teorii Pieniądza” (MMT) lubią wychodzić z tym sloganem, jednak nadwyżka ta istnieje przede wszystkim na papierze. Powtarzanie tego sloganu upraszcza i wulgaryzuje dyskusję o finansach publicznych. Nadwyżka ta może być bowiem nierównomiernie rozłożona w gospodarce.

Pasywa sektora publicznego to aktywa sektora prywatnego – to jest praktycznie to samo.

Nie, myli się tu skutek z przyczyną. Badania wskazują, że dość niewielka część wzrostu wydatków publicznych pokrytych długiem przyczynia się do wzrostu wydatków rozwojowych. W tym względzie, zmniejszenie deficytu może pozwolić na ograniczenie efektu wypychania. Dzięki temu, prywatne przedsiębiorstwa będą mogły skorzystać z możliwości sfianansowania swoich pomysłów, które w większym stopniu przyczynią się do rozwoju gospodarczego.